Grandma Betty z niebieski językiem

Grandma Betty i pozytywne nastawienie, gdy świat się zawala

Do pokoju numer 7 na SORze wchodzi następna wywołana pacjentka, siada na kozetce i uśmiecha się do mnie. W pierwszym momencie jestem trochę zaskoczona. Tutaj powinni trafiać ludzie ciężko chorzy, z jedną kończyną mniej niż Bóg ich obdarzył lub z niemierzalnym ciśnieniem idący w stronę światła. A ta kobieta wieku średniego siedzi sobie w gabinecie i się śmieje, a przecież to nie są żarty. Wygląda, jakby właśnie wygrała w Toto Lotka. Może nie trafiła w szóstkę, ale w piątkę na pewno. 

„Co Panią sprowadza?“ – pytam zdziwiona.

„Bo ja byłam właśnie na dializie* i nagle brzuch mnie zaczął boleć, więc mnie tutaj przywieźli.“ – odpowiada, przejeżdżając ręką przez swoje włosy.

„Dializa?“ – pytam zdziwiona, bo znowu mnie zaskoczyła.

„Tak. Jestem po nieudanym przeszczepie nerki, a druga też już nie działa. Miałam też przeszczep trzustki. I teraz co dwa dni muszę chodzić na dializy.“

Nie wiem czemu, ale pierwsza myśl, która mi przechodzi przez głowę to zapytać się, jak na przykład jeździ na wakacje, jeżeli co dwa dni muszą jej filtrować krew przez aparaturę.

I tak wchodzimy w rozmowę, nie koniecznie czysto medyczną. Ona – kobieta po trudnych przejściach. Ja – młoda lekarka, która już trochę ciężkich przypadków widziała, a fascynuje się tą pacjentką i jej historią.

„Niesamowite! Jest Pani taka… szczęśliwa.“ – bo nie wiem jak komplementować kobiecie, która już zaliczyła więcej upadków niż wzlotów.

„Postanowiłam, że nie będę się tym zamartwiać. Muszę iść do przodu. Czemu miałabym się załamywać, jak żyję. Mam się dobrze. Te dializy naprawdę nie są takie złe.“

Mam wrażenie, że muszę ją uświadomić, że takie dializy to nie spacer w parku. To siedzenie godzinami podłączonym do maszyny, do której z jednej strony krew wychodzi, a z drugiej wchodzi. Ale ona przecież wie lepiej niż ja. To praktycznie jej drugi dom, do którego ma klucz zastępczy i wpada w odwiedziny.

„Nie wiem, jak Pani to robi, ale myślę, że niejeden człowiek mógłby wziąć sobie z Pani przykład. Powinna Pani zostać mówcą motywacyjnym, to jest teraz bardzo modne i dochodowe. Wtedy mówiłaby Pani do osób, które pewnie więcej mają od Pani, a i tak nie potrafią odnaleźć szczęścia.“

Uśmiecha się. Znowu. Chyba jednak wygrała tę szóstkę.


Miało być o Grandma Betty, ale chciałam Wam koniecznie przedstawić pacjentkę, która do końca życia zapadnie w mojej pamięci. 

Grandma Betty to bardzo podobny przypadek. Sympatyczna babcia, około 80-tki, która usłyszała bezlitosną diagnozę: rak płuca. Lecz Grandma Betty z Indiany (U.S.A.) to nie kobieta, która się poddaje ani załamuje, to wojowniczka. Więc jej prawnuczek Zach postanawia założyć dla niej konto na Instagramie. Wszystko po to, aby zrobić prababci przyjemność. I nagle babcia staje się mediową sensacją. Każdy kocha Grandma Betty i jej szalone nastawienie do życia, jej optymizm i żarty. Betty dostaje milion wiadomości od osób, których kompletnie nie zna. Oni w zamian czerpią radość i motywację. Dobry gest za dobry gest. Nawet Pharrell Williams zostaje jej wiernym obserwatorem, gdy Zach filmuje babcię podczas tańca do piosenki „Happy“.

„Babciu, jaka była najważniejsza lekcja, której nauczyłaś się w życiu?“

„Bycie dobrym dla innych i kochać ludzi.“

Nie wiem czemu tyle osób dla własnej przyjemności hejtuje i cieszy się z nieszczęścia innych, a z drugiej strony druga tyle fascynuje się dobrem. Może to dlatego, że patrząc na dzisiejszy świat, czasami jest ciężko uwierzyć w dobroduszność lub zaufać drugiej osobie. O wiele łatwiej jest poszukać jej w sieci, poszukać bratniej duszy, która ma ten sam światopogląd lub przechodzi dokładnie to samo co my. W trudnych dla nas chwilach szukamy optymizmu i pozytywnego myślenia. Widząc osobę, która walczy z przeciwnościami losu i wstaje po upadkach, potrafi wzbudzić w nas waleczność.

Takie osoby są inspiracją dla innych. Są bohaterami, bo nie tylko robią coś dla siebie, ale również pomagają innym. Grandma Betty była takim bohaterem.

Przez właśnie takie osoby uświadamiamy sobie ile zdrowy człowiek żyjący na standardzie średnim albo nawet mniejszym niż średnim potrafi zaprzepaścić! Nie potrafimy cieszyć się z małych rzeczy, które czynią życie piękniejsze. Nie uśmiechamy się codziennie, bo zamartwiamy się problemami, które wcale nie są istotne. Nie spędzamy czasu z naszą rodziną, bo uważamy, że inne sprawy są bardziej priorytetowe. Nie zwracamy uwagi na nasze zdrowie, zwłaszcza w tym świecie pełnym hektyki i pogoni za pieniędzmi i dobrobytem. Pędzimy za naszymi marzeniami materialistycznymi, często ryzykując po drodze nasze zdrowie i oddalając się od ludzi, których kochamy. Pracujemy ponad możliwości, żyjemy we wiecznym stresie, jemy szybko, niezdrowo, mamy milion planów na raz, czasu za mało, chcemy więcej, chcemy być szczęśliwi, narzekamy. Później odwiedzamy psychologów i lekarzy, aby naprawić to wszystko, co sami sobie zepsuliśmy. 

Nie doceniamy samych siebie. A mamy tak wiele!

Zdrowie to najcenniejszy dar. Cieszmy się nim, dopóki je mamy. Dbajmy o nie. Doceniajmy to, co jest oczywiste.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *